wtorek, 3 kwietnia 2018

Minka Mocaccino ciemna mleczna z drobinkami kawy


Przy okazji recenzowania pierwszej próbowanej przeze mnie czekolady ekwadorskiej marki Minka - Hacienda La Zambrano - wspomniałam o serii kawowej wypuszczonej przez tę firmę. W sklepie przy głównym placu w Quito udało mi się zakupić niemal wszystkie egzemplarze z tej kolekcji. Nie miałam pojęcia, czego się po nich spodziewać. Każda z nich nosi nazwę innego napoju kawowego, który w jakiś sposób ma przypominać. W istocie, wszystkie te tabliczki posiadają dodatek kawy, ale... na opakowaniach ani w internecie nie zadeklarowano zawartości masy kakaowej, jaką posiadają. To dziwne... Tak bardzo przywykłam do tej informacji w przypadku każdej próbowanej czekolady, że stała się dla mnie oczywistością.

Niestety nie wiemy, ile kakao mieści w sobie Mocaccino, którą spośród serii kawowej wzięłam na pierwszy ogień. Postanowiliśmy wypróbować ją w leśnych ostępach, podczas niedzielnego włóczykijowania w Wielkopolskim Parku Narodowym. Jedno jest pewne - na pewno użyto tu kakao ekwadorskiego. Mocaccino składa się z: miazgi kakaowej, cukru, tłuszczu kakaowego, pełnego i odtłuszczonego mleka w proszku, kawałków ziaren kawy. Dodano do niej lecytynę sojową i etylowanilinę (tego ostatniego składnika szczególnie nie pochwalam, no ale cóż zrobić). Gwoli ścisłości, mocaccino to inaczej kawa mokka (mocha) - połączenie espresso z gorącym mlekiem i czekoladą.


Minka Mocaccino była ślicznie opakowana. Ziarno kawy na froncie kartonika posiada odmienną teksturę od reszty opakowania, przez co wydaje się być wilgotne. Wewnątrz kartonika prócz osobno opakowanej 50-tabliczki znaleźliśmy również maleńką pocztówkę z Mitad del Mundo. Sama tabliczka, to tak samo jak w przypadku Hacienda La Zambrano zgrabny kwadracik o dość grubych kostkach. Tu dodatkowo od spodu czekolada została posypana licznymi drobinkami kawy. Ich wielkim plusem była delikatność struktury oraz taka forma ulokowania ich, by nie osypywały się z powierzchni tabliczki.

 Czekolada wyraziście pachniała drewnem, co podczas degustowania jej w środku lasu nabrało dodatkowego uroku. Tak po prostu zgrało się ekwadorskie kakao wraz z użytą kawą. Aromat kojarzył nam się również z dobrym tortem czekoladowo-kawowym, delikatnym i mocnym zarazem.


U ustach rozpuszczała się niespiesznie, choć w sposób pełny i gładko. Kawa od samego początku była wyczuwalna, lecz była przy tym bardzo subtelna. Delikatne opiłki ziaren kawy nie są bardzo mocno palone, a raczej delikatnie uprażone. Owa kawa tak cudownie zgrywa się z ciemną mleczną czekoladą (ewidentnie jest tu ponad 50% kakao), iż rzeczywiście przypomina barrrdzo dobrą mochę, z nieprzesadzoną ilością mleka. Tak, mleko tylko lekko przełamuje kompozycję swoją łagodną słodyczą (nie ma dla mnie nic gorszego kawie mocha, niż przesadna mleczność), pozwalając grać pierwsze skrzypce magicznemu duetowi kawy i kakao - utrzymanego w aromatycznych, drewnianych klimatach. Kakao mimo wszystko nieco dominuje nawet nad charakterystyczną kawą, prezentując swą żywiołową, ekwadorską moc.


To było naprawdę pyszne... Ciekawa jestem, jakie różnice zaprezentują nam pozostałe kawowe czekolady od Minka. Pierwsza z nich niesamowicie mnie ujęła!

Skład: miazga kakaowa, cukier, tłuszcz kakaowy, pełne mleko w proszku, odtłuszczone mleko w proszku, kawałki ziaren kawy, lecytyna sojowa, etylowanilina.
Masa kakaowa: nie podano.
Masa netto: 50 g.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz