niedziela, 30 grudnia 2018

Kallari ciemna 75% Ekwador

 
Z uśmiechem na ustach sięgnęłam pewnego grudniowego wieczoru do resztek moich czekoladowych zapasów przywiezionych z Ekwadoru. Jeszcze rok temu nie wiedzieliśmy, że już końcem stycznia 2018 wybierzemy się do tego przepięknego kraju. Jeszcze zostało mi parę tabliczek przywiezionych stamtąd, ale nawet gdy znikną, pozostaną cudowne wspomnienia, których nikt nam nie zabierze... Zmierzch szybko zapada za oknem, a my popijając kawę w przytulnej pościeli otworzyliśmy kolejną propozycję od Kallari - tym razem nie z edycji Sacha, ale z serii "podstawowej" - wyraźnie sygnowanej marką Kallari.

Dziś opisywana czekolada została wykonana z 75% Cacao National, uprawianego w pobliżu miasta Tena w prowincji Napo (rejon położony na wschód od Quito - o wiele rzadziej obszar pochodzenia kakao spotykany w ekwadorskich czekoladach). Kallari to nie tylko marka czekolad - za tą nazwą stoi o wiele więcej. To również nazwa kooperatywy zrzeszającej 850 rodzin Indian z plemienia Kichwa, żyjących w ekwadorskiej Amazonii. Kooperatywa zajmuje się uprawą kakao i kawy. My w Quito zatrzymaliśmy się w kawiarni Kallari, gdzie zakupiliśmy kilka tabliczek i wypiliśmy ich oryginalną kawę.

 

Według producenta, nasza czekolada charakteryzuje się głębokimi nutami marakui i mahoniu. Dług finisz miał być zbalansowany między słodyczą a nutami ziemistymi. Polecena jest sparowanie czekolady z espresso, piwem Stout, winami Syrah, Barolo i Malbec.

Czekolada pachniała wilgocią bujnej dżungli, żyznej gleby, szlachetnego drewna, tropikalnych owoców. Jej świeży aromat budził również skojarzenia z deserem lodowym opartym na sorbetach. W ustach rozpuszczała się niespiesznie, bez przeogromnej inwazyjności - raczej trzymała nas na dystans, powoli prezentując kolejne nuty. Uwodziła ziołowymi akcentami surowego kakao, posmakiem wilgotnej kory drzew, twardej lecz żyznej gleby z samego środka deszczowego lasu. Była wypośrodkowana gdzieś między ziemią i drewnem, a błogością owoców - przede wszystkim marakui i mango.

 

W swych nutach, na pozór bardzo bujnych i pełnych żywiołowości - była paradoksalnie bardzo ciepła i przyjazna. Kallari zafundowała nam bardzo bezpieczny i przyjemny spacer po dżungli, bez żadnych zagrożeń czających się za każdym drzewem. To była radosna harmonia natury. Kallari nie zdecydowało się na zabranie nas w którąś z bardziej niebezpiecznych stron, na zapędzenie nas w groźny zaułek. Mogliśmy spokojnie i cicho napawać się wonią wnętrza tropiku, jakby ktoś umieścił nas w nim w szczelnej kapsule chroniącej przed złem.

Mam jeszcze nieco bogatszą w to samo kakao ciemną Kallari... Być może tam pojawi się nieco więcej niebezpieczeństwa, gdyż... szczerze powiedziawszy, z chęcią bym jego zaznała.



Skład: miazga kakaowa, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, wanilia.
Masa kakaowa min. 75%.
Masa netto: 70 g.

piątek, 28 grudnia 2018

Zotter Chilli Bird's Eye ciemna 70% nadziewana mleczno-czekoladowym kremem z chili, brandy z cukru trzcinowego i wanilią


Zotter czasami postanawia znacznie zmienić skład którejś ze swoich Handscooped. Nie zawsze to dostrzegę, a także nie zawsze będzie to dla mnie na tyle kuszące, by ponownie sięgnąć po tą samą nazwę. Gdy jednak dowiedziałam się o pojawieniu się Handscooped Chili Bird's Eye w wersji niewegańskiej, bez zastanowienia zdecydowałam się na zakup. Bardzo lubiłam tę tabliczkę w opcji wegańskiej (ganasz sojowo-czekoladowy) i ogromnie ciekawiło mnie, co zadzieje się w przypadku zastosowania ganaszu mleczno-czekoladowego. Egzemplarz nowej Chili Bird's Eye zakupiłam na biokredens24.pl.

Zotter Chili Bird's Eye to obecnie ciemna czekolada o 70% zawartości kakao, nadziewana ganaszem na bazie czekolady, mleka i brandy z cukru trzcinowego, z dodatkiem chili Bird's Eye i wanilii.


Czekolada cudnie pachniała pikantnym piernikiem, kakao z mlekiem i odrobiną alkoholu, a także... farszem z ryby po grecku, co ewidentnie wskazywało, że papryczka będzie obecna w sposób dosadny. Po przełamaniu tabliczki od razu rzuciło mi się w oczy, że nadzienie posiada zupełnie inną konsystencję od dawnej Chili Bird's Eye. Było o wiele bardziej miękkie, mniej zbite, mniej siermiężne. Zastąpienie soi mlekiem zdecydowanie rozmiękczyło ganasz.

Istotnie, było tak. Nadzienie było dość miękkie i soczyste, co bardzo przyjemnie komponowało się z intensywnością smaków. Mleko nie ujmowało wcale mocy chili. Chili uderzało od razu i leciało wysoooko do nieba. Nadawało kompozycji ogromnego animuszu. Alkohol również jest mocno wyczuwalny, trwa z chili w pewnej synergii - oba składniki wzajemnie się podkręcają. Dla wielu będą to zapewne zbyt mocne doznania, zaś dla mnie - idealne.

  
 Mleko chyba bardziej pasuje mi w Chili Bird's Eye niż soja. Przede wszystkim ze względu na tę soczystość, większą dynamikę i ożywienie kompozycji, nadanie jej charakteru pikantnego piernikowego ciasta zanurzonego w alkoholu. Bardzo polubiłam tę wersję...
 
Skład: miazga kakaowa, surowy cukier trzcinowy, mleko, tłuszcz kakaowy, syrop cukru inwertowanego, brandy z cukru trzcinowego, pełne mleko w proszku, chili Bird's eye, sól, lecytyna sojowa, wanilia.
Masa kakaowa min. 70%.
Masa netto: 70 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 496 kcal.
BTW: 6,8/34/35 

środa, 26 grudnia 2018

Mesjokke D.A.R.C. Angel ciemna 72% Nikaragua


Nadszedł czas na degustację ostatniej z posiadanych przeze mnie czekolad od holenderskiego Mesjokke, jakie już dawno zakupiłam w sklepie Sekretów Czekolady. W porównaniu do kontrowersyjnych mlecznej i białej, pierwsza ciemna tabliczka Mesjokke (Mystery Dark #3) wywarła na mnie dość słabe wrażenie. Po dziś opisywanej D.A.R.C. Angel nie spodziewałam się więcej, choć została wykonana z ciekawego, dość rzadko spotykanego kakao z Nikaragui.

Zastosowane ziarna to Trinitario pochodzące z departamentu Matagalpa, zebrane w 2015 roku. Fermentowane były przez 6 dni, zaś suszone przez 5. Poziom prażenia ziaren producent określił jako średni. Solidna 80-gramowa tabliczka prezentowała się soczyście i smakowicie.


Czekolada pachniała słodziutko, delikatnym deserkiem na bazie owoców i bitej śmietany. W ustach rozlała się specyficzną słodyczą. Było w niej trochę mandarynek (ale nie takich ociekających słodkim sokiem), a trochę ziołowej herbaty posłodzonej rzepakowym miodem. Miała w sobie coś z szorstkości skrystalizowanego miodu. Zdawała się być sypka niczym lekko zwilżony piasek, i nieco piaskowych nut smakowych też się w niej znalazło.

Nie pogniewałabym się, gdyby tabliczka była mniejsza. D.A.R.C. Angel niczym specjalnym mnie nie uwiodła. Odebrałam ją jako płytką i pozbawioną bogactwa, bardzo zwyczajną. Nie miała w sobie nic rażącego, ale też nic szałowego, dzięki czemu zapamiętałabym ją na dłużej. Na domiar złego, miała w sobie coś przywodzącego na myśl specyfikę najsłabszych Amedei.

Nie będę za Tobą specjalnie tęsknić, Mesjokke...

 
Skład: ziarna kakao z Nikaragui, cukier trzcinowy z Reunion, lecytyna sojowa non-GMO.
Masa kakaowa min. 72%.
Masa netto: 80 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 594 kcal.
BTW: 10/43/40.

poniedziałek, 24 grudnia 2018

Willie's Cacao Milk of the Gods Venezuelan 44 Rio Caribe mleczna


To aż nieprawdopodobne, że dotychczas na moim blogu pojawiła się tylko jedna czekolada brytyjskiej marki Willie's Cacao! Była to wyjątkowa El Blanco - swoją szczególną pozycję zawdzięczająca nie tylko przez to, iż degustowaliśmy ją w dniu naszego ślubu. Pokazała nam bowiem, że biała czekolada może być bogatsza od niejednej ciemnej... Nie mam pojęcia dlaczego po tak spektakularnym pierwszym podejściu do Willie's Cacao, potem potraktowałam markę po macoszemu. Musiało minąć kilka lat, bym dopiero zdecydowała się na zamówienie kilku tabliczek ze sklepu Sekretów Czekolady. A i tak były to tylko tabliczki mleczne, które kupiłam z myślą o Baby Shower mojej Przyjaciółki (wzięłam egzemplarze dla niej i dla siebie).

Milk of the Gods to mleczna czekolada o 44% zawartości wenezuelskiego kakao z regionu Rio Caribe, pochodzącego z plantacji Hacienda San Augustine. Do wykonania tej czekolady użyto także masła kakaowego z Barlovento (również Wenezuela; masło stamtąd zawarte było również w ukochanej El Blanco), cukru trzcinowego z Gwadelupy oraz 21% brytyjskiego mleka. Małe partie tej czekolady wytwarzane są w manufakturze w Devonie.


Czekolada pachniała kozim mlekiem i karmelem, jak wiele dobrych mlecznych czekolad. W aromacie pojawiło się również bogactwo orientalnych przypraw. Prawdziwa przyjemność rozpoczęła się dopiero w ustach. Każdy kęs rozpuszczał się długo, intensywnie, gęsto, wilgotno. To taka doskonała fuzja mleka i kakao, w której można się błogo zatopić, nad którą można długo zawiesić myśl...

Czekolada okazała się mocno kawowa i karmelowa - cudne palone nuty przełamane łagodnością i tłustością mleka. Bardzo istotne w Milk of the Gods okazały się także akcenty nugatowe - był to przede wszystkim aksamitny nugat z bardzo drobno zmielonych orzechów laskowych. Dzieła dopełniały iluzje kardamonu, cynamonu i wanilii, tak urokliwie tańczące pomiędzy kawą, karmelem, mlekiem i orzechami. I... to właściwie wszystko.


 Nie umiałam więcej wyłapać z tej czekolady, ale właśnie to tworzyło ją kompletną. Boska jednostajność, zawieszenie się nad czymś, co naprawdę doskonałe i zupełnie nie musi się zmieniać. Trwanie w delektowaniu się smakiem... Przepyszna mleczna czekolada... W przyszłości nie mogę zapominać o Willie's Cacao.

Skład: surowy cukier trzcinowy, miazga kakaowa, mleko w proszku 21%, tłuszcz kakaowy.
Masa kakaowa min. 44%.
Masa netto: 50 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 560 kcal.
BTW: 9/38/46

sobota, 22 grudnia 2018

Zotter Bread Break ciemna 70% nadziewana ganaszami z wódkami z białego i z ciemnego chleba


Bread Break - świetna gra słów, którą Zotter umieścił w nazwie jednej ze swych najnowszych Handscooped, zakupioną na biokredens.pl. W Old Bread Spirit Zotter po raz kolejny czerpie z wyrobów Destillerie Farthofer, którą znam już z kilku innych nadziewańców. W dziś opisywanej czekoladzie postawiono na dwa rodzaje chlebowej wódki - z chleba białego oraz ciemnego. Oba te chleby powstały z surowców organicznych, upieczone zostały tuż przy destylarni. Ową ciemną wódkę znamy już z wyśmienitej Bread and Roses.

Pewnego wieczoru umililiśmy sobie czas ciemną czekoladą o 70% zawartości kakao, nadziewaną dwoma ganaszami. Dolny, ciemniejszy, stworzony został na bazie ciemnej czekolady i wódki z ciemnego chleba. Górny, jasny - to ganasz z polenty i białej czekolady, wzbogacony o wódkę z białego chleba. Wszystko zostało doprawione wanilią i cynamonem.


Tabliczka pachniała głęboko i intensywnie - czekoladowym likierem oraz pikantnością dobrych pierniczków. W ustach rozpuszczała się gęsto i masywnie, choć jednocześnie z dużą dozą błogości i aksamitu. Intensywność ciemnej czekolady była tak soczysta, że aż kojarzyła się nam z dojrzałymi, nabitymi sokiem winogronami. Posmak dobrego czekoladowego likieru mieszał się ze złudzeniem miękkich, mocno korzennych pierniczków, odrobinę pikantnych. Pomyślałam o Bombardini wymieszanym z czekoladą.

Delikatności kompozycji nadawała jasna warstwa nadzienia. Wprawdzie też niosła ze sobą sporą dozę alkoholu, lecz w połączeniu z mięciutką kaszą kukurydzianą wymieszaną ze słodką białą czekoladą - wszystko zdało się bardzo przystępne.


Alkohol prezentował się tu niczym w dobrych pralinach. Wszystko było proste, choć wykwintne zarazem. Nieprzekombinowane i smakowite. Lubię takie Handscooped - wyraźnie skupione na głównych składnikach, bardzo konkretnie poprowadzone jednym torem. Bread Break zniknęła w naszych ustach w mig, smakowała bardzo...

Skład: miazga kakaowa, surowy cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, mleko, syrop ryżowy, wódka z białego chleba, pełne mleko w proszku, masło, polenta, słodka serwatka w proszku, pełny cukier trzcinowy, sól, wanilia, lecytyna sojowa, cynamon.
Masa kakaowa min. 70%.
Masa netto: 70 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 512 kcal.
BTW: 6,4/34/37

czwartek, 20 grudnia 2018

Georgia Ramon Island Growers ciemna 77% Saint Lucia Trinitario


Georgia Ramon, wchodząc we współpracę z Hotel Chocolat, umożliwiła nam wypróbowanie czekolady stworzonej z ziaren Trinitario wyhodowanych na karaibskiej wyspie Saint Lucia. Od 2006 roku Hotel Chocolat pracuje nad kakao w posiadłości Rabot, gdzie znajdują się nie tylko plantacje, ale także centrum badawcze, manufaktura czekolady oraz hotel.

Island Growers 77% to moje pierwsze doświadczenie z kakao z piękniej Saint Lucia. Według producenta, tabliczka ma charakteryzować się nutami wina barbaresco, jagód, prażonych orzechów oraz kawy. Czekoladę kupiłam w sklepie Sekretów Czekolady.


Przepięknie wysycona mrokiem czekolada budziła dziwne skojarzenia w sferze zapachu. Pomyślałam o kaktusie w doniczce, a także o suchej łące pełnej ostów i nagietków, przepełnionej wonią rozgrzanego piasku. W swej strukturze zdawała się być zarówno sucha, jak i wilgotna - co zwiastowało skrajne, ciekawe doznania.

W smaku uderzyła nas mokra skórka od chleba, skonfrontowana z miąższem zielonego jabłuszka. Było to połączenie nadzwyczaj orzeźwiające, choć kryjące w sobie wiele nieoczywistości. Chleb to jednocześnie mączność, paloność i zakwas, natomiast jabłko - rześkość, słodycz, owocowa kwaśność, cierpkość skórki oraz pestek. Od miękkich jabłek z nutą cynamonu, wprost z ciepłego kompotu, przeszliśmy w stronę goryczki - właśnie jak w pestkach z jabłek, tudzież w ostatnim łyku espresso.


Przez moment majaczyły gdzieś dojrzałe jagody zrywane wprost z krzaczków. Dalej pojawił się miks orzechów prażonych w karmelu z cynamonem, a także tłuste i wilgotne faworki. Pomimo tak mocnych nut, czekolada absolutnie nie sprawiała wrażenia ciężkiej. Ponadto, rozmaite akcenty jabłek cały czas się przeplatały. Island Growers posiada bardzo ciekawą dynamikę, co rozbudza ciekawość dotyczącą charakterystyki ziaren z Saint Lucia. Georgia Ramon ukazała ją w bardzo piękny sposób.

 
Skład: miazga kakaowa z Saint Lucia, pełny cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy.
Masa kakaowa min. 77%.
Masa netto: 50 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 584 kcal.
BTW: 8/48/40.

wtorek, 18 grudnia 2018

In't Veld My Favourite Things 74% Kakao + Cassis ciemna Meksyk-Panama z porzeczkami


Czekolady berlińskiej marki In't Veld wywołują we mnie skrajne odczucia. Część z nich była absolutnie magiczna (Mexico Soconusco, 72% Kakao + Ziege), zaś pozostałe - sprawiały zawód, czegoś w nich brakowało (66% Kakao + Milch-Vanille, 84% Kakao Ella, 60% Kakao + Haselnuss). Podczas ostatnich zakupów w sklepie Sekretów Czekolady, postanowiłam sięgnąć po jeszcze jedną tabliczkę od In't Veld, zaciekawiona, w którą stronę przechyli się szala.

In't Veld My Favourite Things 74% Kakao + Cassis to ciemna czekolada stworzona z ziaren Trinitario pochodzących z Meksyku i Panamy, wzbogacona o proszek z czarnych porzeczek.


Czekolada posiadała piękną barwę wpadającą w granaty i fiolety. Pachniała obłędnie sorbetem porzeczkowym upstrzonym kawałkami dobrej ciemnej czekolady, palonej i ziemistej. Pierwsze zapoznanie się z tabliczką to same superlatywy. Zapowiadało się smakowicie.

Po włożeniu kawałka czekolady do ust czujemy inwazję lepkiego błota. Z początku wydaje się, że spektakularność blendu meksykańskiego i panamskiego kakao będzie właśnie tak cudownie inwazyjna i intensywna. W chwilę jednak moje nadzieje zostały zniweczone. Wszystko stało się bardzo porzeczkowe, na dodatek w sposób proszkowy. Jakby do kotła z pyszną ciemną czekoladą wrzucić nadmiar porzeczkowych pastylek, dropsów, tudzież tabletek musujących. Niby był to autentyczny smak dojrzałych, pysznych czarnych porzeczek (wysuszonych staranną metodą), lecz jednocześnie - ów porzeczkowy proszek zdawał się zaburzać konsystencję całej czekolady.


Choć bardzo chciałam, podczas całej degustacji nie byłam w stanie wyłuszczyć charakterystyki samego kakao. Porzeczki wszystko zdominowały, a na dodatek dziwacznie modyfikowały strukturę tabliczki. Zapach 74% Kakao + Cassis był zdecydowanie bardziej obiecujący, gdyż dawał nadzieję na harmonijną fuzję owoców i kakao. Tymczasem, muszę podsumować czekoladę jako dziwną i męczącą. Zdecydowanie... In't Veld nie pozwala przechodzić obok swych produktów obojętnie.

Skład: ziarna kakao Trinitario z Meksyku i Panamy, pełny cukier trzcinowy, surowy cukier trzcinowy, proszek z porzeczek, sól.
Masa kakaowa min. 74%.
Masa netto: 50 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 583 kcal.
BTW: 8/46/42

niedziela, 16 grudnia 2018

Mesjokke Mystery Dark #3 ciemna 72%

 

W końcu, po nieszablonowej białej i mlecznej czekoladzie od holenderskiego Mesjokke, przyszedł czas na skosztowanie ich ciemnych propozycji (zakupionych swego czasu w sklepie Sekretów Czekolady). Na pierwszy ogień poszła Mystery Dark #3, czyli dziwaczny pomysł marki na wypuszczenie czekolady-zagadki. Nie jest określone, z jakiego kraju pochodzi kakao zastosowane w tej tabliczce - w każdej kolejnej edycji ma być ono inne. Powiem szczerze, że zgadywanie w tej kwestii nie jest dla mnie żadną frajdą. Wolę dysponować rzetelnym pakietem informacji o pochodzeniu i obróbce ziaren.


Nasza Mesjokke pachniała świeżością bryzy morskiej i wzruszonej gleby, okraszonej kwaskowatymi malinami w pudrze podanymi z kapką kwaśnej śmietany. Pomyślałam o nieco madagaskarskich nutach, wymieszanymi z innymi afrykańskimi, bardziej kontynentalnymi.

W ustach rozpuszczała się gęsto. Była tłusta, lecz w zbity sposób - jej konsystencja nie okazała się aksamitnie błoga. Ukazały się mocno palone, wilgotne nuty, kojarzące się z fusami z kawy oraz żyzną ziemią wprost z doniczki. Specyficzne skondensowanie smaku maliny wrzucone w ową mokrą paloność przywiodło na myśl pewne dziwactwo: owocowe żelki zatopione w kawie czarnej jak smoła. Uwodziło nad lekkie złudzenie maślanki, lecz szczególnej mleczności w niej nie było.


 

Pod koniec moje skojarzenia uciekały w stronę przypalonego biszkoptu oraz orzechów włoskich zanurzonych w karmelowym cieście. W Mystery Dark #3 nie działo się wiele, jednak w swych charakterystycznych nutach była konsekwentna od początku do końca. Raczej nie będę o niej długo pamiętać. Ot, zwykła i przyjemna ciemna czekolada.

Skład: ziarna kakao, cukier trzcinowy z Reunion, lecytyna sojowa non-GMO.
Masa kakaowa min. 72%.
Masa netto: 80 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 594 kcal.
BTW: 10/43/40

piątek, 14 grudnia 2018

Zotter Lingonberries + Peanuts + Salt ciemna 70% nadziewana borówkowym ganaszem i nugatem z orzechów arachidowych z solą i chili


Lingonberries + Peanuts + Salt to nowy nadziewaniec od Zottera, który zwrócił moją szczególną uwagę podczas zakupów na biokredens.pl. Zawiera bowiem w sobie cały szereg intrygujących składników, które złączone w jedno zdawały się tworzyć coś wyjątkowego. W kuwerturze z ciemnej czekolady o 70% zawartości kakao skryty został ganasz stworzony na bazie kandyzowanych borówek i białej czekolady. Nie są to tak popularne ostatnimi czasy borówki amerykańskie, lecz dzikie leśne borówki brusznice (czerwone). Nigdy nie spotkałam się z dodatkiem tego specyficznego owocu w czekoladzie. Raczej traktowany jest po macoszemu, podawany jedynie w formie konfitury do mięs, ewentualnie herbaty. Ja zaś dobrze pamiętam ich cierpki smak z dzieciństwa, gdzie poznałam je na karkonoskich szlakach za sprawą mego Taty. Obecność borówek w Zotter Handscooped sama z siebie stawała się powodem do szczególnej celebracji tej tabliczki.

Poza tym, drugą warstwę nadzienia stanowi nugat z orzechów arachidowych (zawierający także drobne kawałki tych orzechów), doprawiony solą, chili i cynamonem. To mogło wyjść albo bardzo źle, albo bardzo dobrze. Innej opcji nie było.


Czekolada pachniała kasztanami, jesiennym parkiem, suchymi liśćmi. Już w samym aromacie wyczuwalna była znaczna ilości soli, co mnie zaskoczyło. Kawałek tabliczki zanurzony w ustach zalewa je cudną tłustością intensywnego masła orzechowego. Do głowy przyszło mi złudzenie słoniny polanej miodem. Orzechy są bardzo intensywne, a obecność kruszonki z nich tylko ową moc nasila (a jest ona delikatna i chrupiąca). Gratka dla fanów masła orzechowego - ta czekolada jest dla nich wręcz obowiązkową pozycją do wypróbowania.

Wyrazistą orzechowość w niebywały sposób przełamuje borówka - nieoczywista w swym smaku. Pojawia się ze swą specyficzną kwaśnością, cierpkością i aromatem, złagodzona białą czekoladą. Borówkowy ganasz połączony z masłem orzechowym sprawia zaskakujące wrażenie, uwaga, mandarynek w maśle orzechowym. Zupełnie nie wiem, skąd pojawiło się takie wrażenie. Kubki smakowe oszalały.


Do tego wszystkiego należy dodać bardzo intensywną słoność. Zdecydowanie, jest to jedna z najbardziej słonych Handscooped, jaką próbowałam. Sól rządzi, podkreśla orzechowość i ciemną czekoladę, ekskluzywnie dopieszcza owocowość. Ponadto, raz po raz porządnie uderza chili, które dopełnia idealnego dzieła.

Lingonberries + Peanuts + Salt jest piorunująca. Bardzo dużo w niej się dzieje, lecz nie jest to chaos, o nie! Skrajne elementy pasują do siebie w sposób wręcz perwersyjny. Jedząc tę czekoladę czułam się, jakbym dotknęła tajemnicy. To wykwintne danie, które na pewno nie każdemu zasmakuje. Dla mnie jest to jedna z najlepszych Handscooped, jakie Zotter kiedykolwiek wypuścił. Bezapelacyjnie! Zachwyciła mnie...


Skład: surowy cukier trzcinowy, miazga kakaowa, orzechy arachidowe, tłuszcz kakaowy, borówki, cukier puder, pełne mleko w proszku, syrop ryżowy, odtłuszczone mleko w proszku, koncentrat borówkowy, słodka serwatka w proszku, mleko, masło, pełny cukier trzcinowy, lecytyna sojowa, sól, wanilia, chili Bird's eye, cynamon.
Masa kakaowa min. 70%.
Masa netto: 70 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 512 kcal.
BTW: 6,4/34/37

środa, 12 grudnia 2018

Domori Trinitario Assoluto ciemna 100%


Długo zwlekałam z otwarciem tej tabliczki. Domori Trinitario Assoluto 100% to ostatnia czekolada tej włoskiej firmy, która pozostała mi z zakupów w sklepie Sekretów Czekolady jeszcze sprzed ponad roku. Wcześniej wypróbowałam już pozostałe propozycje z serii blendów Trinitario (70%, 80%, 90%) i jakoś nie mogłam zebrać się do degustacji setki. Myślę, że w dużej mierze utrudniała mi to gramatura. Stówka, która liczy sobie 75 g rzadko kiedy jest do rozpracowania podczas jednego podejścia, a mój entuzjazm wobec tak mocnych czekolad ostatnimi czasy mocno spadł. Gdy piszę tę recenzję, moja opinia na temat Assoluto jest w zasadzie jeszcze niepełna - zostało mi jej jeszcze trochę, gdyż eksploruję ją drobnymi kroczkami. Być może dopiszę tu jeszcze parę zdań. Tymczasem skupię się na głównych nutach, jakie wyłapałam podczas pierwszych podejść do niej.


Pierwsze skojarzenie w sferze zapachu to pumpernikiel z miodem oraz pieczone banany. Zapowiadało się ciężko, gęsto, z syropową słodyczą. W ustach otwiera się miliardem barw goryczy i kwaśności, lekko muśniętych jedynie iluzją słodyczy. Rozpuszcza się powoli, nigdzie się nie spieszy. Ma w sobie ciężkość ziemi, dymu, drewna, chleba. Jednocześnie mocno przyciska do ziemi, z drugiej strony dym unosi nas gdzieś wyżej. Jasności nadają roślinne nuty łodyg i liści, odrobinę zbutwiałe... czyli i tak ciągną nas w dół.

Myśleliśmy o zjełczałym chlebie, drewnianej łyżce do miodu uwędzonej w dymie, desce do krojenia mięsa ociekającej mięsnym sokiem. Te nuty stanowiły ciężką, mroczną bazę. Dalej pojawiały się owocowe impresje: niedojrzałe jabłko, usmolony banan zakopany w kwaśnej ziemi, aromatyczna skórka od cytryny.


 Wyraziście, mocno i... nie tak błogo, jak potrafi to zrobić Domori. Blend Trinitario niesie przez to ze sobą pewną ułomność. Być może uda mi się jeszcze coś dopisać do tej recenzji po kolejnych podejściach, lecz... na pewno nie będzie to jedna z moich ulubionych Domori, a także setek w ogóle. Wolałabym coś... wznioślejszego.

Skład: miazga kakaowa.
Masa kakaowa 100%.
Masa netto: 75 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 625,5 kcal.
BTW: 14,5/53,5/15,5

poniedziałek, 10 grudnia 2018

Kacau Ecuador Mijo, Chia, Amaranto & Poppy Seeds ciemna 74% z kolendrą, chia, amarantusem, makiem, pestkami dyni i słonecznika


Podczas kolejnych zakupów w sklepie Sekretów Czekolady skusiłam się na pewną niepróbowaną dotąd tabliczkę marki Kacau. Wszystkie wyroby spod jej skrzydeł stworzone są z ekwadorskiego kakao i zawierają go 74%. Różnią się między sobą doborem dodatków, niejednokrotnie bardzo ciekawych. Generalnie planowałam zabrać dziś opisywaną tabliczkę na wypad w góry, ale gdy przyjechała do mnie, okazała się posiadać zbyt krótki termin ważności, by stało się to realne. Skosztowaliśmy jej więc w domowych pieleszach.

Kacau Ecuador Mijo, Chia, Amaranto & Poppy Seeds to jak już wyżej wspomniałam ciemna ekwadorska czekolada o 74% zawartości kakao, upstrzona gęstą posypką z pestek dyni, pestek słonecznika, ziaren chia, amarantusa, kolendry oraz maku. To licznym ziarenkom zawdzięcza oryginalny wygląd, a także niebanalny zapach. Choć myślę, że w kwestii zapachu kropką nad i jest kolendra. Nadaje ona specyficznej kwaskowatej woni całej kompozycji, którą można nazwać orientalną, ale także... (i tu wychodzi cała brutalność skojarzeń mojego Męża) kojarzącą się z moczem oraz brudną lodówką.


Samą ciemną czekoladę od Kacau znam już dobrze z innych produktów. Łączy w sobie palone nuty kawy i herbaty z akcentami tropikalnych owoców, nie zachwycając przy tym swym wyjątkowym aksamitem czy głębią. Jest raczej zasadnicza i prosta.

Smaki poszczególnych ziarenek mieszały się ze sobą. Szczególnie jeśli chodzi o najdrobniejsze ziarna (chia, mak), trudno było wyłapać w tym zgiełku ich indywidualną charakterystykę. Orzechowo-ziarnisty posmak wraz ze specyfiką samej czekolady budził ciekawe, śliskie skojarzenie z lodami. Cała czekolada przesiąknęła przy tym kolendrą, co czyniło ją przewrotnie orientalną i odrobinę obrzydliwą. W zestawieniu z pozostałymi smakami przywodziła na myśl także korzeń pietruszki.

Ta kompozycja od Kacau może budzić mieszane odczucia. My zjedliśmy ją ze smakiem i ciekawością, aczkolwiek bez wielkiego zachwytu. Zaintrygowana odważnymi połączeniami, w przyszłości będę dążyć do skompletowania wszystkich tabliczek z oferty Kacau.


Skład: miazga kakaowa, cukier trzcinowy, pestki dyni 2,04%, pestki słonecznika 2,04%, ziarna chia 2,04%, amarantus 1,02%, kolendra 0,61%, mak 0,41%.
Masa kakaowa min. 74%.
Masa netto: 70 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 600 kcal.
BTW: 10/40/50.

sobota, 8 grudnia 2018

Zotter Kir Royale ciemna 70% nadziewana czekoladowym ganaszem z Marc de Champagne i ganaszem z porzeczek, migdałów, białej czekolady i likieru porzeczkowego


Degustację Kir Royale odkładałam na szczególny moment. Ta czekolada o przykuwającym wzrok opakowaniu wydawała mi się być jedną z kandydatek do najlepszej Zotter Handscooped bieżącego sezonu. Wszystko mnie w niej przyciągało. To ciemna czekolada o 70% kryjąca w sobie ganasz z ciemnej i mlecznej czekolady z dodatkiem Marc de Champagne oraz ganasz z porzeczek, likieru z czerwonych porzeczek, migdałów i białej czekolady. Nadzienie zostało dodatkowo przełożone warstewkami białej czekolady. Moją Kir Royale zakupiłam ją w niezastąpionym sklepie biokredens.pl.


Czekolada pachniała gęstą i świeżą marmoladą wiśniowo-porzeczkową, podaną z cieplutkim czekoladowym ciastem z kawałkami marcepanu. Ten aromat uwodził! Gdy zanurzyłam pierwszy kęs w ustach, zaczęło się dziać bardzo dużo. Poczułam marcepan, wiśnie, brownie nasączone dobrym alkoholem, oczywiście słodkie i dojrzałe czerwone porzeczki, a także - paradoksalnie, niedojrzałe czereśnie, których miąższ wysysałam aż do pestek. Wszystko wydaje się w tej kompozycji mocne, intensywne. Kwaśność miesza się z wyrazistą słodyczą...


Ostatecznie czułam się tą czekoladą przeciążona. Podsumowałam ją jako zbyt słodką, mimo wszystko, za co winię warstwy białej czekolady. Przez jej obecność, zupełnie zapomniałam, iż właściwa kuwertura jest wykonana z czekolady ciemnej. Wszystko było tak słodkie, że odczuwałam ją  jako mleczną. Choć porzeczkowe akcenty wnosiły ze sobą bardzo wiele, a alkoholowe muśnięcia okazały się urokliwe - brakowało mi wyrazistego kontrastu, na przykład w postaci bardziej zdecydowanej marcepanowości. Podczas degustacji czekałam na jakieś przełamanie i... nie otrzymałam go. Kir Royal sprawiła mi radość, lecz ostatecznie nie sprostała moim dość wygórowanym wymaganiom co do niej.

 
Skład: surowy cukier trzcinowy, miazga kakaowa, tłuszcz kakaowy, syrop ryżowy, mleko, likier z czerwonych porzeczek, pełne mleko w proszku, Marc de Champagne, odtłuszczone mleko w proszku, suszone czarne porzeczki, koncentrat z czerwonych porzeczek, masło, migdały, słodka serwatka w proszku, pełny cukier trzcinowy, lecytyna sojowa, sól, wanilia, cynamon, płatki róż, proszek cytrynowy (koncentrat soku cytrynowego, skrobia kukurydziana, cukier).
Masa kakaowa min. 70%.
Masa netto: 70 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 506 kcal.
BTW: 6,1/32/40.

czwartek, 6 grudnia 2018

Duffy's Honduras Indio Rojo ciemna 72%


Po doskonałej i nietypowo mlecznej Duffy's Honduras Mayan Red przyszedł czas na degustację jej ciemnej siostry. Honduras Indio Rojo to czekolada wykonana przez angielską firmę Duffy's, zawierająca 72% honduraskich ziaren Criollo pochodzących z plantacji zrzeszonych w kooperatywie Xoco, szczególnie pilnującej wyjątkowej jakości kakao. Wszystkie moje Duffy's zakupiłam w sklepie Sekretów Czekolady.

Według producenta, czekolada ma charakteryzować się szczególną mocą, a przy tym nutami słodkich porzeczek, pomarańczy i rodzynek (ogółem: kompleksową owocowością), a także pikantnością oraz kawowym finiszem.



Indio Rojo pachniała niebywale świeżo. W jej aromacie przeplatały się nuty porzeczek oraz.. grzybów, co było dość zaskakujące. Generalnie, budziła skojarzenia z jakimś wyjątkowo przytulnym miejscem w rozgrzanym słońcem lesie.

Jej struktura była wyjątkowo przystępna - ni to w pełni szorstka, ni to w pełni gładka - coś pomiędzy. Zazwyczaj podobna konsystencja jawi mi się jako uwodzicielska, gdyż w pewien sposób zaczepia mnie i zadziera ze mną, a z drugiej strony pozwala też po prostu zatopić się w czekoladowej przyjemności. Jej nuty smakowe pokazały zaś, iż absolutnie nie zdefiniowałabym jej jako "strong dark chocolate".



Wraz z wersją mleczną łączyła ją specyficzna owocowość - truskawki, porzeczki, aronie i maliny wyciągnięte wprost z ciepłego kompotu, obtoczone w cukrze pudrze, udekorowane bitą śmietaną i ułożone na solidnie wypieczonych herbatnikach. Gdy dodamy do tego jeszcze świeżo mieloną kawę, podaną z kapką mleka - tak opisać bym mogła w całości Indio Rojo. Była dla mnie po prostu błoga. Nie odnalazłam w niej wspomnianych przez producenta pikantności i pomarańczy. Stanowiła w moim odczuciu nieco wyrazistszą i bardziej kakaową wersję Mayan Red. I dobrze. Wszak to jest już wystarczająco pyszne!

 
Skład: ziarna kakao Criollo, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, lecytyna słonecznikowa.
Masa kakaowa min. 72%.
Masa netto: 60 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 600 kcal.
BTW: 8/44/44

wtorek, 4 grudnia 2018

Zotter Nougat + Cookies mleczna 50% nadziewana migdałowym nugatem i migdałowymi ciasteczkami


Cudowna pogoda, a dzięki temu przepiękny widok, jakie zaskoczyły nas na szczycie Kruczego Kamienia w Górach Kamiennych sprowokowały nas do dłuższego postoju. To było idealne miejsce na kontemplowanie kolejnej kuszącej nowości z kolekcji Zotter Handscooped, zakupionej jak zwykle przez biokredens.pl. Wiedziałam, że tym razem będzie słodko i błogo - mówiła o tym zarówno nazwa czekolady, jej opis, jak i grafika na opakowaniu. Nougat + Cookies to mleczna czekolada o 50% zawartości kakao nadziewana nugatem stworzonym z migdałów zwykłych i karmelizowanych (oraz z odrobiny orzechów laskowych) oraz migdałowym ciasteczkiem upieczonym bezpośrednio w piekarni w manufakturze Zottera.

Czekolada pachniała drewnem, chrupiącymi ciasteczkami korzennymi oraz cudownie i głęboko samymi lekko podprażonymi migdałami. W przekroju prezentowała się bardzo smakowicie - między nugatem skryte było ciastko. W zeszłym roku, pewnym podobieństwem do niej (przez wzgląd na warstwę ciasteczkową) odznaczała się pyszna Coffee Cookies.


Od pierwszego kęsa stała się jedną z moich ulubionych tegorocznych Handscooped. Była przerozkosznie słodka, a sama kuwertura z mlecznej czekolady wprost urocza, bardzo głęboka. Uwielbiam te mleczne 50% kuwertury w Zotter Handscooped, one zawsze wypadają genialnie!

Migdałowo-laskowy nugat był przecudowny, bardzo mocno orzechowy, esencjonalny, przepyszny, słodki, wyrazisty, z korzennymi akcentami. Urzekające były w nim również drobne, chrupiące kawałeczki migdałów.

Kruche i miękkie zarazem ciasteczko znajdujące się w środku było czymś pomiędzy makaronikiem a maślanym ciasteczkiem z olejkiem migdałowym. Całość dodatkowo wspaniale przyprawiona była wanilią, kardamonem, cynamonem i anyżem. Mocno czuło się te przyprawy, one dopełniały dzieła.



 Wygrzewając się w słońcu na Kruczym Kamieniu delektowałam się każdym kawałeczkiem tej czekolady, która swym dopracowaniem sprawiała mi ogromną przyjemność. Chętnie bym do niej wróciła...
 
Skład: surowy cukier trzcinowy, migdały, miazga kakaowa, pełne mleko w proszku, masło, mąka pszenna, orzechy laskowe, odtłuszczone mleko w proszku, jaja, słodka serwatka w proszku, pełny cukier trzcinowy, karmelizowane mleko w proszku (odtłuszczone mleko w proszku, cukier), lecytyna sojowa, sól, wanilia, kardamon, płatki róż, anyż, proszek cytrynowy (koncentrat soku cytrynowego, skrobia kukurydziana, cukier), cynamon.
Masa kakaowa min. 50%.
Masa netto: 70 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 573 kcal.
BTW: 8,9/41/41 

niedziela, 2 grudnia 2018

Georgia Ramon Wild Beni ciemna 84% Boliwia Beniano


Georgia Ramon Wild Beni 84% to dopiero czwarta czekolada wykonana z boliwijskiego kakao, jaką miałam okazję wypróbować. Choć boliwijski Morin oraz Zotter przysporzyły mi mnóstwo radości, tabliczka opisywana jako wykonana również z dziko rosnących, unikalnych ziaren Beniano - Original Beans Beni Wild Harvest 66% - okazała się jedyną Original Beans jaką sprawiła mi zawód. Moje doświadczenia z dzikimi boliwijskimi ziarnami były więc skrajne. Ciekawa byłam, jak tym razem zaprezentują mi się Wild Beni - przedstawione w interpretacji niemieckiej Georgia Ramon, w zdecydowanie mocniejszej czekoladzie (bo aż 84%).

Dziś opisywana czekolada została stworzona z kakao uprawianego w Hacienda Tranquilidad położonej w delcie Amazonii, a dokładniej w prowincji Itenez. Według producenta, Wild Beni winna charakteryzować się nutami miodu, prażonych orzechów, kawy oraz dojrzałych owoców (takich jak figi, śliwki i porzeczki). Swoją tabliczkę zakupiłam oczywiście w sklepie Sekretów Czekolady.



Urokliwie ciemna, mroczna wręcz tabliczka wybitnie pachniała miodem. W zasadzie w jej aromacie trudno było doszukać się czegoś innego - czułam się, jakbym wsadziła nos do słoja z odrobinę skrystalizowanym miodem, czymś pomiędzy rzepakowym a akacjowym. Mój Mąż zwrócił jeszcze uwagę na przebijające się akcenty mączne i palone, które przywiodły mu na myśl pszenny tost posmarowany miodem właśnie.

Gdy zaczęliśmy rozpuszczać kęs w ustach, poczuliśmy się, jakbyśmy zajadali dobrze przypieczoną, a wręcz lekko przypaloną grzankę z pszennego tostowego chleba. Może rzeczywiście była ona lekko posmarowany miodem, ale teraz w sferze smaku miód odszedł w tył na koszt smaków palonych i chlebowych. Było słodko, ale nie aż tak bardzo, jak sugerował to zapach. Była to słodycz bardziej owocowa, z wyraźnie kwaskowatymi akcentami. Na myśl przyszły mi przede wszystkim śliwki, ciepłe i dojrzałe, umieszczone jako nadzienie w dobrze wypieczonych drożdżowych pierogach. Wspomniane figi i porzeczki również by się tu odnalazły, jednak moim pierwszym naturalnym skojarzeniem były właśnie śliwki.



W konsystencji czekolada była bardziej sucha niż kleista, a także okazała się być przyjemne chrupiąca. Cały czas powracały do mnie nuty mączne, niczym posypka z mąki na dobrze wypieczonej skórce chleba na zakwasie. Kolejne moje skojarzenia kręciły się wokół pianki ściągniętej z powierzchni mocnego espresso oraz prażonych migdałów zanurzonych w mazurkowym cieście.

Wild Beni 84% okazała się o wiele bardziej intrygująca od boliwijskiej Original Beans. Była na swój sposób delikatna (szczególnie, jeśli wziąć pod uwagę wysoką zawartość kakao), lecz przy tym wyrazista i zupełnie nie nudna - co zresztą widać, po mnogości wyczuwalnych nut smakowych. Cieszę się, że mam jeszcze sporo tabliczek Georgia Ramon w swych zapasach.


 
Skład: miazga kakaowa, surowy cukier trzcinowy.
Masa kakaowa min. 84%.
Masa netto: 50 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 581 kcal.
BTW: 10/49/22