wtorek, 11 października 2016

Zotter Tequila with Salt and Lemon ciemna 70% z solą nadziewana czekoladowym ganaszem z tequilą i kremem cytrynowym


W sobotę 3 września planowaliśmy wstać wcześnie rano, jednak Hiszpania zaskoczyła nas całkowitą ciemnością o godzinie, o której w Polsce ze spokojem moglibyśmy już krzątać się wokół namiotu bez światła czołówek. Zdrzemnęliśmy się więc jeszcze chwilę aż do świtu. Po śniadaniu złożyliśmy namiot, zapakowaliśmy wszystko do plecaków i przed wymarszem z campingu postanowiliśmy jeszcze doładować się kawą i czekoladą.

Choć dopiero co poprzedniego wieczoru degustowaliśmy nadziewanego Zottera, rankiem trzeba było uskutecznić powtórkę z rozrywki. Choć preferuję przeplatanie ulubionych Zotterów innymi czekoladami wspominany w poprzedniej notce granadzki skwar wywarł pewien wpływ na część zabranych na wyprawę czekolad. Drugą po Scotch Whisky tabliczką, która zdawała się najciężej przetrwać upał była Tequila with Salt and Lemon. Ba, ona wyglądała bodaj najgorzej - a nie zdecydowałam się na jej otwarcie poprzedniego wieczoru, bo musiałam jej dać czas na zestalenie przez noc. Na szczęście rozpakowanie tabliczki sprawiło mi ulgę - nie było tak źle. Choć kuwertura wyglądała na lekko zmęczoną życiem, warstwy nadzienia zdawały się być niemal nienaruszone. Dzielna czekolada!


Czekolada oczywiście przypominała nam o naszej meksykańskiej wyprawie w lutym tego roku, ależ sentymentalnie się zrobiło! Wprawdzie w Meksyku nie raczyliśmy się tequilą, ale powiązania są naturalne. Po wersji z whisky to kolejna alkoholowa Handscooped z podstawowej oferty Zottera, zakupiona jak zwykle poprzez biokredens.pl. Tequila with Salt and Lemon była recenzowana przez Kimiko już dawno temu - jak zawsze zapraszam do porównania naszych wrażeń. Choć gdy pierwszy raz czytałam jej recenzję do głowy od razu przyszło mi skojarzenie z Zotter Caipirinha, to przy samej degustacji już w ogóle nie myślałam o tej czekoladzie. Tequila with Salt and Lemon to indywidualna osobliwość.

Byłam zaskoczona mnogością kryształków soli pstrzących się na zewnętrznej warstwie kuwertury stworzonej z ciemnej czekolady o 70% zawartości kakao. Tabliczka pachniała bosko - z jednej strony intensywnie odznaczał się bardzo odświeżający, niemal drinkowy aromat alkoholowo-cytrynowy, zaś z drugiej pełnię bogactwa ukazywała sama czekolada. Czekolada była głęboka a w aromacie, orzechowo-kawowa, słodko esencjonalna. Po podzieleniu tabliczki na pół okazało się, iż czekoladowa kuwertura jest naprawdę grubaśna, co bardzo mnie ucieszyło. Pod jej górną warstwą plasował się dość cienki paseczek cytrynowego kremu, zaś pod nim solidny płat soczysto-miąższystego ganaszu czekoladowego z dodatkiem tequili. Był on o kilka tonów jaśniejszy od samej czekolady, sugerując udział mleka. Wraz z iskrzącymi się kryształkami soli całościowy wygląd tabliczki wyglądał oryginalnie i niesamowicie apetycznie.


Biorąc pod uwagę rozmieszczenie kryształków soli zaniechałam próbowania kuwertury solo. Wiedziałam, że w tym wypadku wszystkie warstwy tabliczki muszę koniecznie wypróbować jako całość. Wydaje mi się, iż miałam w tym słuszność. To, co zniewalało aromatem, w smaku miało być prawdziwą bombą orzeźwienia i energii. Przed wyruszeniem w góry w upalny dzień doładowanie się taką czekoladą było strzałem w dziesiątkę.

Przegryzając się przez chrupiącą, łatwo poddającą się pod naporem zębów czekoladę zostajemy uraczeni kakaową soczystością, wykwintną słodyczą, mieszanką orzechów, kawy oraz kwiatowego nektaru. Doprawienie tego grubymi kryształami soli jeszcze mocniej uwydatnia smakowitość samej czekolady. Dalej zanurzamy się w gładkim (choć dość zwartym) cytrynowym kremie - naturalnie pysznym, przyjemnie kwaskowatym, lekko słodkim niczym w drinku czy lodach. Cytryna była cudnie rześka, co znów zostało wspaniale podkreślone przez sól i genialnie zgrywało się z żywiołową czekoladą.


W końcu docieramy do ganaszu stworzonego na bazie mlecznej czekolady. W tym momencie smak kompozycji osiąga pełnię. Czekoladowość sięga zenitu, a mleczny posmak stanowi element łagodzący. Nareszcie do głosu dochodzi gwoźdź programu - tequila. Wprawdzie alkoholowa nuta przebrzmiewała gdzieś w tle cały czas, przenikając przez wszystkie warstwy tabliczki, lecz teraz doszliśmy do jej właściwej lokalizacji. Tequila zaskakuje swym żywym smakiem, jeszcze bardziej podkręcającym rześkość. Alkohol o specyficznym posmaku dopełnia czekoladę, sól, cytrynę - gra z wszystkim w idealnej harmonii. Kompozycja bosko soczyście rozpływa się w ustach, a kryształki soli pękają w nich niczym mineralne bomby. Bogactwo czekoladowych składników wraz z rześkością cytryn i tequili bez tej soli chyba byłoby niepełne.

Jeszcze długo po degustacji czułam w ustach energetyzującą świeżość. Tequila with Salt and Lemon to głęboko przemyślana, niesamowicie udana kompozycja. Wybiegnę w przód i napiszę, iż z zabranych do Hiszpanii alkoholowych Zotterów to właśnie ta tabliczka najbardziej mnie urzekła. Tak bardzo się cieszę, iż upał mocniej jej nie zniszczył - to byłaby duża strata. Ta konkretna tabliczka była świetnym wyborem przed trasą, w którą za chwilę mieliśmy ruszyć z ciężkimi plecakami...



Z campingu Las Lomas maszerowaliśmy pod górę wzdłuż szosy, która zaprowadziła nas do Guejar Sierra - niezwykle urokliwej miejscowości będącej bramą do naszego właściwego szlaku. Chłonęliśmy urok leniwie płynącego tam życia, pomiędzy stylowymi zabudowaniami porośniętymi raz po raz drzewkami granatu. Zapytaliśmy o drogę do Lavaderos De La Reina - i choć nasz cel tego dnia był jeszcze wiele kilometrów przed nami, a my nie potrafimy mówić po hiszpańsku - bez problemu otrzymaliśmy pomoc. Gdy wyszliśmy już spośród zabudowań Guejar Sierra z dwa razy udało nam się zatrzymać pojedynczych mieszkańców przejeżdżających koło nas samochodami upewniając się, czy dobrą drogę obieramy. Zawsze szło się dogadać, choć oni dla odmiany nie posługiwali się wcale angielskim.




Psiaki bardzo chciały pójść z nami, na szczęście mieszkający nieopodal właściciel wracający z góry autem prędko się odnalazł.

W dali widać Guejar Sierra, skąd rozpoczęliśmy naszą drogę.


Guejar Sierra oddalało się, a my monotonnie podchodziliśmy drogą pod górę w coraz to większym upale. Wokół nas rosły migdały, czarne jak noc czereśnie i nieprzyzwoicie słodkie od słońca jeżyny. Mijaliśmy wiele opuszczonych zabudowań, aż w końcu jedyną otaczającą nas roślinnością były suche trawy. W końcu, po dobrych kilku godzinach, dotarliśmy do miejsca, gdzie perspektywa całkowicie się zmieniła. Stanęliśmy na grzbiecie Lomas De Los Cuartos skąd ukazał się nam widok na główną grań Sierra Nevada wraz z najwyższymi szczytami - nasz cel na kolejne dni.




Szliśmy dalej, teraz przede wszystkim w otoczeniu skał i coraz uboższej roślinności. Wypatrywaliśmy najbliższego punktu orientacyjnego na naszej trasie tj. schronu El Molinilio. Minęliśmy po drodze jedną parę schodzącą w dół, poza tym już na ponad 2000 m n.p.m. byliśmy całkowicie sami.

Skład: miazga kakaowa, surowy cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, pełne mleko w proszku, masło, tequila 6%, syrop kukurydziany, mleko, koncentrat cytrynowy 1%, odtłuszczone mleko w proszku, sól 0,2%, pełny cukier trzcinowy, lecytyna sojowa, wanilia, cynamon.
Masa kakaowa min. 70%.
Masa netto: 70 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 513 kcal.
BTW: 6,3/37/34

10 komentarzy:

  1. Na tą tabliczkę czaję się już od dawna.Pomimo,że nie jestem wielką fanką alkoholowych słodyczy,ta pociąga mnie bardzo,ze względu na sól i cytrynę :>

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobre rozwiązanie - idziesz na imprezę i zamiast rządku shotów wychylasz rządek czekolady :D A tak serio - tequile nawet lubię, alkoholu w czekoladach niby nie, ale znając jakość Zottera myślę, że sprostałby mojej niechęci do takiego połączenia. Zwłaszcza z tą bajeczną cytrynką!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cytryna z solą dodały kompozycji niezwykłego charakteru :)

      Usuń
  3. Jest świetna, taka czekolada tequila, ale bardzo cytrynowo-orzeźwiająca. Idealna na gorący letni wieczór.

    OdpowiedzUsuń
  4. Tym razem nie moje smaki tego typu alkoholu nie lubię i jeszcze kwaskowe smaki.

    OdpowiedzUsuń
  5. Po zobaczeniu pierwszego zdjęcia czekolady, trochę się wystraszyłam, ale potem tak patrzę, rzeczywiście nie było z nią źle. Kobieto, aleś ją opisała! Wspomnienia wróciły, mniaam. Chciałabym do niej wrócić! Swoją drogą, znów doceniłam to, że ja mam całe czekolady dla siebie, dzięki czemu jednak mogłam popróbować poszczególnych warstw, co też ciekawe było.


    Tak zupełnie swoją drogą, ja zawsze czuję się strasznie niekomfortowo, gdy jakiś kudłacz próbuje za mną iść. Niby fajnie, ale zawsze się boję, że się zgubi czy coś.

    Tak coś czuję, że ja takich widoków bym nie miała i pewnie bym nie napisała, że w tle widać początek mojej wędrówki. :P Ah, jakie to jest uczucie!

    Wyjątkowo dziwnie czyta mi się o takiej wędrówce w upale, kiedy to przedwczoraj dosłownie brnęłam przez śnieg. W sumie też taką jakby pustynię miałam, ale śnieżną.
    O, i taka górska samotność... Kocham.
    A jak się już ktoś nawinie, to zawsze przynajmniej o zdjęcie poproszę, haha.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzielenie się czekoladą z tak cudownym Mężczyzną jak mój Mąż też byś doceniła ;). Ja tę czekoladę przez szczególne warunki degustacji będę wyjątkowo wspominać...

      Nam to się często przydarza na szlaku. Wiele razy jakiś psiak przyczepił się do nas i szedł z nami po parę kilometrów w ogóle nie dając się przegonić. W końcu jednak zawsze zawracały.

      Wrzesień to w Sierra Nevada praktycznie najpewniejszy co do pogody miesiąc :).

      A ja teraz jestem przeziębiona i z utęsknieniem myślę o cieple słońca... Samotność w Sierra Nevada była urzekająca.

      Usuń