niedziela, 9 października 2016

Zotter Scotch Whisky ciemna 70% nadziewana ganaszem z whisky


Potrzebujecie słońca? No to teraz zaserwuję Wam słońce! Zupełnie spontanicznie, niemalże z dnia na dzień kupiliśmy za 500 zł w obie strony bilety lotnicze z Katowic do Malagi i... ruszyliśmy na tygodniowy urlop w stronę słońca. Było to wprawdzie na początku września, gdy i u nas jeszcze było ciepło, lecz myślę, że tak ciepłymi fotografiami nieco rozjaśnię Wam teraz jesienne dni.

Oczywiście wraz z Mężem nie wybraliśmy się do Hiszpanii by wylegiwać się na plaży! Zabraliśmy namiot, śpiwory i maty, spakowaliśmy plecaki. W Maladze po przylocie kupiliśmy kartusze z gazem i od razu obraliśmy kurs na Granadę, gdzie dostaliśmy się autobusem. Pomimo cudnych widoków wokół bujanie klimatyzowanego autobusu utuliło mnie do snu. Upał był niemiłosierny, podczas tej podróży naprawdę bałam się o stan czekolad, które zabrałam ze sobą... Jak się później okazało, niektóre Zottery doznały lekkich naruszeń pierwotnej formy, ale nie doszło do żadnej tragedii. Pozostałe czekolady pozostały praktycznie nienaruszone. Trzymanie czekolad na dnie plecaka, owiniętych szczelnie w kilka warstw ubrań naprawdę daje radę.

W Maladze na przystanku autobusowym, po kupnie kartuszy.

W dniu przyjazdu (tj. 2 września) nie było czasu na zwiedzanie pięknej Granady. Dość sprawnie wykonaliśmy przesiadkę do kolejnego autobusu, który zawiózł nas do przedproża urokliwej miejscowości Guejar Sierra. W drodze, gdy autobus przeciskał się przez leniwe wąskie uliczki innej górskiej wioseczki Pinos Genil nabrałam pewności, że eksploracja Hiszpanii będzie niezwykłą przygodą. Jak już wyżej wspomniałam, autobusem nie dojechaliśmy do centrum Guejar Sierra. Wysiedliśmy wcześniej, przy campingu Las Lomas. Należy on do sieci umożliwiającej ludziom uprawianie turystyki campingowej nie tylko na terenie Hiszpanii, ale i we Francji.


Prześlicznie położony, tuż nad zalewem z zaporą, u stóp gór Sierra Nevada - był naszym pierwszym hiszpańskim miejscem noclegowym. Rozbijając nasz stary tani namiot na wydzielonym polu mieliśmy jeszcze dostęp do bieżącej wody i prądu, a nawet do basenu, gorącej wody w łazience oraz restauracji. W najbliższych dniach czekało nas wyzbycie się tych luksusów.



Oddaliśmy się relaksowi. Już po kolacji (kuchenka turystyczna poszła w ruch - pomimo obecności restauracji miała to być dla nas podróż po kosztach i woleliśmy przezornie oszczędzać każde euro) zasiedliśmy na trawniczku z widokiem na zalew, gdzie postanowiliśmy porozkoszować się czekoladą. Czekoladą, która przez opakowanie wydawała się najbardziej dostać w kość podczas upałów panujących w andaluzyjskich miastach.

Miejsce degustacji :)

A tu składanie namiotu o poranku dnia następnego...

 Mowa o zotterowskim nadziewańcu Scotch Whisky "Highland Harvest". Choć tabliczka rozmiękła, to po jej rozpakowaniu i przekrojeniu okazało się, że jej stan nie jest najgorszy i nadaje się do użytku. Myślę, że jej miękkość nie wpłynęła źle na nasz odbiór czekolady, a może nawet nadała akurat tej tabliczce jeszcze nowych walorów. Scotch Whisky zamówiłam na biokredens.pl wraz z kilkoma innymi alkoholowymi Zotter Handscooped - wszystkie je zabrałam ze sobą do Hiszpanii, tak więc czeka Was mała seria recenzji. Dziś opisywaną czekoladę recenzowała również Kimiko i myślę, że jest to w tym momencie najlepszy materiał porównawczy do mojej recenzji. Pozostałe opisy Scotch Whisky mają już kilka lat, a wiadomo, że Zotter lubi modyfikować swoje dzieła. Nie mniej jednak, warto przeczytać sobie także polskojęzyczną recenzję z bloga "Facet i Kuchnia" napisaną w 2013 roku.


Poddana ciepłu Scotch Whisky zamieniła się wręcz w czekoladowo-alkoholowy krem, kusząco soczyście brązowy. Bardziej zbite nadzienie na fotografiach u Kimiko u mnie przypominało gładziutką, mazistą masę, spajającą się z czekoladą. Scotch Whisky pachniała wybornie jak na mój gust. Zbożowo-alkoholowe nuty whisky mieszały się z bogactwem ciemnej czekolady o 70% zawartości kakao. Było tu sporo wanilii, palonego karmelu, kawy, skóry, aromatycznego drewna, nieco tytoniu. Dużo, dużo ciepła i soczystości zarazem. Siedząc wraz z Mężem pod koroną drzewa, wpatrując się w cudny widok przede mną i wąchając tę czekoladę - zrobiło mi się po prostu przytulnie.


Choć obaj przytoczeni wyżej recenzenci uznali Scotch Whisky za zbyt mało charakterną ja muszę przyznać, iż ujęła moje serce. Być może lekka zmiana konsystencji tak wpłynęła na moje odczucia, nie wiem. Mięciutkie nadzienie rozpływało się w ustach tworząc w nich aksamitną gęstwinę. Rozpościerało rozgrzewający posmak alkoholu, który można było zidentyfikować jako whisky bez głębszego zastanawiania się. Nie jestem znawcą whisky, lubię jednak wypić sobie w dobrym towarzystwie nieco tego trunku, wyłącznie z lodem, bez chrzczenia colą czy innym paskudztwem. Zbożowo-waniliowy posmak ze specyficzną karmelowością i skórzano-drewianymi akcentami przebijał się nieustannie przez nienarzucające się czekoladowe tło. Rzeczywiście, można to przyrównać do trufli z alkoholem, lecz bardzo osobliwych.

To, że Kimiko nazwała zastosowaną tu kuwerturę jako niezbyt bogatą mogę uważać za zaletę. Niesie ze sobą klasyczny czekoladowy smak z mnóstwem kawowych nut, co stanowi świetne tło dla alkoholowo-czekoladowego, maślanego ganaszu z mnóstwem drobnych niuansów. Whisky i czekolada przenikają siebie nawzajem, tworząc razem rozkosznie słodki, aromatyczny duet, pełen miękkości i soczystości. Ja zostałam urzeczona i z chęcią powróciłabym kiedyś do tej czekolady - tym razem zasiadłabym do degustacji ze szklaneczką whisky. No i może przetestowałabym tabliczkę w bardziej zestalonej formie.


Przytulnie rozgrzewająca Scotch Whisky utuliła nas do snu w naszym namiocie. Kolejnego dnia czekał nas pierwszy wymagający dzień wędrówki - początek trawersu gór Sierra Nevada.

Skład: miazga kakaowa, surowy cukier trzcinowy, whisky 10%, tłuszcz kakaowy, syrop kukurydziany, pełne mleko w proszku, masło, mleko, sól, wanilia. 
Masa kakaowa min. 70%.
Masa netto: 70 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 532 kcal.
BTW: 7,3/37/35

15 komentarzy:

  1. Hm,może rzeczywiście ciepło spowodowało,że ukazała więcej swoich walorów,niż w tradycyjnych warunkach,smaki się "przegryzły" niczym w sałatce,jak dłużej postoi :>.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przypuszczam, że mało której czekoladzie wyszłoby to na dobre, ale tutaj jak najbardziej! Porównanie z sałatką bardzo trafne :)

      Usuń
  2. Nie dla mnie, koniaków ani whisky nie trawię :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z koniakami u mnie gorzej, whisky za to jak najbardziej toleruję ;). Nie mniej jednak, koniakowy Zotter też przypadł mi do gustu, ale o nim za parę wpisów.

      Usuń
  3. Nadal nie zmieniłyśmy zdania co do alkoholu w słodyczach :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Whisky czasem może mi nawet smakować, jednak ja bezczeszczę absolutnie ten szlachetny trunek mieszając go ze Spritem. Bez tego nie ma szans abym wypiła go w formie czystej. To już nawet nie chodzi o smak - jego zapach jest dla mnie za mocny. Jednak myśląc o whisky otulonej ciemną czekolada muszę przyznać, że nawet mi poleciała ślinka mimo, że alkoholu w czekoladach nie znoszę. Wariant ten w połączeniu jednak jakoś bardzo mi ,,gra".

    OdpowiedzUsuń
  5. Śliczny kolor aż chce się w tej czekoladzie zatopić zęby:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Umieram z zazdrości patrząc na zajęcia!

    A teraz o czekoladzie. :D Coś czuję że ja z taką konsystencją bym się nie polubiła, dlatego Zottery jadam tylko w domowych warunkach. A co do samego smaku, to ja chyba lubię niemal ordynarne smaki, więc może i stąd różnica. Oczywiście mi również smakowała! Żeby nie było!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja ostatnio na tyle często wyjeżdżam w góry, że jem w nich więcej czekolad niż w domu. Nie wiedziałabym, w jakie mniej wykwintne czekolady zaopatrywać się tylko na te wyjazdy zwłaszcza, że zapas Prawdziwych Czekolad mam spory i kiedyś trzeba go zjeść ;)

      Usuń
  7. Alkohol w czekoladzie nie dla mnie, ale można pozazdrościć takiego wyjazdu :)

    OdpowiedzUsuń